Drodzy stali Czytelnicy a także Goście naszego portalu, nasz projekt funkcjonuje przede wszystkim dzięki Waszemu wsparciu i zaufaniu.
WSPARCIE FINANSOWE (DAROWIZNA)
Wpłaty Krajowe- Nr. Konta: 39 8811 0006 1002 0205 2764 0250 Wpłaty Zagraniczne- Nr. Konta: PL39 8811 0006 1002 0205 2764 0250 Kod SWIFT: POLUPLPR Tytułem: Darowizna na cele statutowe Można stwierdzić, że naród polski cierpi na jakąś traumę. Niektórzy – chociażby wspominany przeze mnie wcześniej Ziemkiewicz – uważają, że wywodzi się ona z drugiej wojny światowej. Ja skłonny jestem zgodzić się z Józefem Mackiewiczem, że jak „okupacja niemiecka zrobiła z Polaków bohaterów, to okupacja sowiecka zamieniła ich w gówno”. No i PRL nam dojechał. Zwłaszcza że na szpicę naszego narodu przeszczepiono element nam wrogi i niejednokrotnie etnicznie obcy. Stało się to po 1944 roku. Został on do tej pory i do tej pory ów tasiemiec – zastępujący normalne elity – wypija z nas soki życiowe. My natomiast nie mamy odwagi go zrzucić, rozdeptać, a jeszcze pozwalamy się przez jego człony obrażać. Przez te plugawe proglotydy! Tak było kiedy Kuba Wojewódzki wbijał polską flagę w psie ekskrementy. Nawet w lewicowej zachodniej Europie za taki numer dana stacja straciłaby koncesję, a przynajmniej musiałaby płacić gigantyczne kary. Natomiast taki laluś i idiota robi u nas za gwiazdę i bożyszcze. Co nawet mając właściwe korzenie rodzinne, w liceum kiblował; to już trzeba mieć naprawdę inteligencję na poziomie dżdżownicy, jeżeli już znajomości, łapówki i zachodnie alkohole nie pomagały. Ci ludzie nieustannie nas obrażają, lżą nas, a my jakoś się nim kłaniamy. Tak jest, proszę pana, tak jest, proszę pana. Tak – bo jak kiedyś autorka profili z serii „Murzyńskość” („Murzyńskość dla początkujących”, „Murzyńskość dla średnio zaawansowanych”, „Murzyńskość level hard”) – pisała, że oni są bwana (to znaczy po suahili „pan”), a my jesteśmy niewolnicy. Niedawno niejaka Julia Wieniawa błysnęła, że „bieda to stan umysłu”. Normalnie to się takimi pokracznymi osobnikami nie zajmuję, jednak z racji tego, że czasem jednak zdarza mnie się scrollować Facebooka, nie mogłem nie zauważyć kilku memów czy szeregu reakcji na to stanowisko. Oczywiście, wychodziła nieraz ta polska trauma wyżej wspomniana. A bo pewnie wypowiedź wyciągnięta z kontekstu – padało. Nie, proszę państwa. Zapomnieliście już, jak chodziło do szkoły. Takie – excuse le mot – gówniarze tak zwyczajnie myślą. I nie trzeba nic wyjmować z kontekstu. Zwyczajnie uważają się za lepszych. Przecież wystarczy sobie przypomnieć. Pojechało się jeszcze w szkole podstawowej na letni obóz do Gdańska, trzy tygodnie. A tu przychodzą takie dzieci usytuowanych rodziców i mówią; co tam Gdańsk czy jakiś Malbork, my to byliśmy w Tunezji czy Egipcie. No i zaraz wszyscy zapatrzeni w nich jak na obrazek. Zupełnie jak w niejaką Wieniawę, kiedy podróżowała z jakimś swoim żigolakiem na Zanzibar. Zatem nie ma co takich rozgrzeszać. To jest wpojony ich sposób myślenia. Po prostu nas mają za bydło i czasem się im ulewa. Stąd takie teksty, że „bieda to stan umysłu”. Po drugie warto się zastanowić, ile o tej damulce wiemy. Przede wszystkim wiadomo, że jej ojciec jest znanym artystą. No to już wiadomo, z jakich powodów mogła jeszcze w wieku siedemnastu lat rozpocząć karierę jako piosenkarka pop i wydać album. A ilu to się spotykało ludzi, którzy grali po garażach całkiem przyzwoity punk czy opanowali turntablizm i produkcję muzyki (tu mowa o ludziach zainteresowanych hip-hopem). I co? Co najwyżej grają na podrzędnych imprezach. Niedawno zupełnie spotkałem takich ludzi na konwencie Funcon pod Żywcem; teksty dobre, muzyka dobra, trochę klimatu KSU czy Nauki o Gównie, jednak ci ludzie mieli w sobie to coś. Nikt nie jest zainteresowany działalnością takich ludzi. Podejrzewam, że osłuchanie muzyczne, warsztat mają taki, że Wieniawie się o tym nie śniło. I co z tego? Przecież dobrze wiadomo, że jakość i kompetencje w Polsce nie mają żadnego znaczenia. Jeszcze sądząc po głosie niejakiej Wieniawy, można śmieć twierdzić, że jest ona bardzo kiepską wokalistką. To już jeden znajomy ze szkoły, jak zacznie bawić się w gramofony i zacznie rapować, to wokal ma niebo lepszy. (Z tego również miejsca, mimo różnic w poglądach na muzykę, chciałbym go pozdrowić). Ale cóż, nie zarówno dla kolegi ze szkolnej ławy czy punkowców spod Żywca debiuty w Opolu, czy Sopocie, czy wydawanie wysokonakładowych albumów. To wszystko jest jakimś dziwnym prawem dla wąskiej grupki – przepraszam za wyrażenie – artystów. Którzy w kółko są świeży, w kółko debiutują, mimo że wieje od nich stęchlizną i zapachem gazowej zgorzeli. Natomiast całkiem przyzwoici i oryginalni artyści włóczą się nieraz po domach kultury i wydają płyty w niewielkim nakładzie. I kto na takie koncerty nie chodzi, czy nie ogląda ogłoszeń w ogóle, nie zdaje sobie sprawy z ich istnienia. Myśli sobie, że mamy tylko szajs, od słuchania którego chce się w radio rzucić butem. Wracając do wątku, co my o nich wiemy, a czy wiadomo, kim są dziadkowe czy pradziadkowie Julii Wieniawy. Jakoś z naszymi tymi pseudoelitami to jest tak, że oni wypadli sroce spod ogona. Zauważalne, że taki Michnik czy Blumsztajn to jakby rodziców nie mieli ani całej reszty przodków. Normalnie jakby byli jakimiś golemami czy terminatorami puszczonymi w świat przez nieznaną nam Wyższą Siłę. Ponieważ nie widzieliśmy, żeby Wieniawa miała świecące się na czerwono oczy czy żeby przemieniała się w jaszczurkę, to wiemy, że jednak jest człowiekiem. Stąd jest też produktem kumulowania się cech z iluś pokoleń. I zadajmy sobie pytania, co to są za pokolenia. Sądząc po jej typie urody, można nawet wnioskować, że jej przodkowie przyjechali tutaj w 1944 na rosyjskich tankach. Ewidentnie wskazuje to na pochodzenie z dalszej części europejskiej części Rosji, z terenów nad Dolną Wołgą. Ten typ antropologiczny sugeruje korzenie turecko-tatarskie i ugrofińskie z pewnym dodatkiem krwi słowiańskiej. Nie wiemy, na jakie cmentarze chodzą członkowie rodziny, może na takie gdzie przodkowie są opisani bukwami – na przykład cmentarz radziecki na ulicy Żwirki i Wigury w Warszawie. Stąd również nie należy się takiemu napływowemu elementowi dziwić, że ma wręcz wdrukowaną pogardę do „polskiej hołoty”. Przecież został umieszczony przez Stalina między nią a jego pieskami. No i pełni obowiązki Polaków, a raczej elity narodu polskiego, którą pomagała do 1956 roku, a także i później, likwidować, poprawiając po Niemcach. No i później powstało takie koromysło jak w kreskówce „Kleszcz”; co był tam i Józef Stalin, i był koleś z krzesłem zamiast głowy. Tylko że tam należałoby wstawić wcześniej wspomnianego tasiemca z licznymi proglotydami. No bo Józef Stalin już jest. Taką to pokraczną chimerą stał się po 1944 roku naród polski. O ile oczywiście te kompradorskie elity należy rozważać jako jego element i o ile oczywiście za niego uważają. Również wiadomo, że takie pseudoelity bardzo lubią pouczać ludzi o pracy. Jak to oni ciężko pracowali, żeby dojść do tego, co mają! O jak ciężko! Tylko wystarczy się na ich ręce spojrzeć czy na ich twarze, żeby wiedzieć, że oni dnia uczciwie w życiu nie przepracowali. Takie odciski mają! Takie worki pod oczami! Taka piękna verruca na stopie! I takie „ledwo żyję” po całej nocy pisania spędzonej po całym dniu pracy! Jakoś u nich tego nie widać. Ciekawe, czy taka Wieniawa, chociażby trzymała w życiu szczotkę klozetową. Sądzić można, że nie, ponieważ takie paniusie jakiekolwiek wspominanie o katabolizmie czy jego produktach odrzuca. Często one się dziwią, że muszą chodzić do toalety jak „plebs” czy „hołota”. One to są boginie i powinny być od takich niskich czynności wolne. W każdym razie, gdyby Julia Wieniawa wzięła do ręki szczotkę do kibla, na pewno doczekalibyśmy się relacji na Instagramie czy całego streamingu na jednej z platform społecznościowych, że co to za pokraczny twór przypominający maczugę i czego to ludzie nie wymyślili. Również odnośnie talentu i urody. Na największym zadupiu to by znalazł z dziesięć ładniejszych dziewczyn. Nawet znalazłby osobniki o urodzie bardziej oryginalnej i jeszcze potrafiące opowiedzieć o swojej rodzinie; w przeciwieństwie do Wieniawy niemuszącej tego cenzurować albo ukrywać. Trafiają się takie oryginały niebieskookie o smagłej cerze z rudawymi włosami; tylko jak to zazwyczaj w przypadku polskiego człowieka, co opowie całą historię swojej rodziny, włączając w to czasy mityczne i legendarne, to wiadomo, dlaczego taka jednostka jest, jaka jest. A tu mamy rzecz przeciwną do wylewności typowego mieszkańca naszego kraju. A co do talentu czy inteligencji, to nie ma co ukrywać, że nad rozważaną tutaj Wieniawą góruje pół ludzkości. Stąd Krzysztof Stanowski mylił się, stwierdzając, że jest ona jakkolwiek utalentowana. Prędzej przypomina ona taką Donatkę z kiepskiej komedii „Superprodukcja” Juliusza Machulskiego. Jak to z takiej panny niegrzeszącej intelektem próbowano zrobić gwiazdę. Stąd gdyby to nie było dziecko kompradorskich elit, to zapewne zagrałaby jakąś drobną rólkę w teatrzyku w szkole podstawowej. I na tym by się jej aktorska kariera skończyła. Ile jeszcze będziemy tolerować takie łże-elity, ich chamstwo i ich odzywki! Przecież to normalnie powinno się skończyć bojkotem konsumenckim! Nie powinno się kupować płyt tej pani, oglądać filmów z jej udziałem i nie nabywać odzieży przez nią reklamowanej. No proste! Normalnie nie powinno się dawać obrażać. Kiedy na Zachodzie aktorzyna walnie takie faux pas, to musi wszystkich za wszystko przepraszać, bo normalnie mogłaby się liczyć z obrzuceniem zgniłym żarciem… albo nawet z zebraniem w pysk na ceremonii odbioru nagród. Przecież kolega z branży też mógł się poczuć urażony czymś, co uznał za wyższy poziom bezczelność. A u nas? Dzban, dopóty nosi wodę, dopóty mu się ucho urwie. Czy tak się stanie i czy przyjdzie zapłacić kompradorskim elitom za ich niecne działanie? Ile jeszcze ten tasiemiec będzie nas eksploatować? Te kwestie pozostają pytaniami retorycznymi. Autor: Erno Fot. Pixabay.com / Bildmonteur Źródło: WolneMedia.net
Bezczelność elit kompradorskich: ci ludzie nieustannie nas obrażają, lżą nas, a my jakoś się nim kłaniamy.

+
W związku z już rozpoczetymi powłaniami mobilizacyjnymi w Rumuni , już zaczął się tam opór społeczny. Np w Bukareszcie dziennikarka Gabriela Cosmina Calitescu (wiceprezes stowarzysznia RADU/obywatel/rodzic) opublikowała list otwary do prezydenta i swiata , gdzie m.in wypunktowała , iż po cichu dokonywane są mobilizacje,…..tutaj są państwa demokratyczne ,a nie garnizon wojskowy…..chcemy pokoju – nie będziemy akceptować strachu jako narzędzia rządzenia….
PS. https://wolnemedia.net/starlink-cicha-militaryzacja-nieba/