Drodzy stali Czytelnicy a także Goście naszego portalu, nasz projekt funkcjonuje przede wszystkim dzięki Waszemu wsparciu i zaufaniu.

WSPARCIE FINANSOWE (DAROWIZNA)

Wpłaty Krajowe- Nr. Konta:

39 8811 0006 1002 0205 2764 0250

Wpłaty Zagraniczne- Nr. Konta:

PL39 8811 0006 1002 0205 2764 0250

Kod SWIFT: POLUPLPR

Tytułem: Darowizna na cele statutowe


Zgoda buduje, a niezgoda rujnuje: o polityce sąsiedzkiej, którą Polska przegrała z kretesem.

0
Polska, choć rozkradana od stuleci, wciąż ma ogromny potencjał rozwojowy, zasoby naturalne, kapitał ludzki i szansę, by stać się jednym z najważniejszych państw Europy, a może i świata. Potrzebni są jednak mądrzy przywódcy, nieumoczeni w afery i niezależni od wrogich międzynarodowych agend, którzy będą myśleli o przyszłości kraju dalej niż tylko do najbliższych wyborów. Tacy, którzy zechcą zapisać się w historii Polski złotymi literami, a nie w kolorze sraczki czy innych odmian stolca.

Przyjaciół należy szukać blisko, a wrogów daleko – to jedna z podstawowych zasad polityki, nie tylko tej międzynarodowej, ale i domowej, sąsiedzkiej, życiowej. Niestety, jak zwykle, Polska robi dokładnie odwrotnie. Od dekad. Nie mam ambicji politycznych – nie zamierzam zostać ani prezydentem, ani premierem, bo to nie moja bajka. Źle bym się czuł na politycznych salonach. Lecz skoro prawdziwa polityka od dawna przypomina żenujący teatrzyk, a nieraz kabaret, może warto puścić wodze wyobraźni i rozważyć: „A co by było, gdyby…?” Bo a nóż-widelec zainspiruję kogoś wpływowego, mądrego i prawego?

Gdybym został prezydentem, w pierwszej kolejności nie leciałbym do Waszyngtonu, Paryża, Londynu czy Brukseli – tylko… do sąsiadów. Najpierw porządek w sąsiedztwie, potem reszta świata. Bo bez stabilnych, zdrowych i przemyślanych relacji z najbliższymi sąsiadami każda sojusznicza pokazówka z „Wujkiem Samem” to tylko polityczne „pudrowanie twarzy” przed uruchomieniem kamer w studiu telewizyjnym.

Białoruś – niewykorzystana szansa.

Zacząłbym od Białorusi. Alaksandr Łukaszenka wielokrotnie wysyłał ku Polsce przyjazne sygnały, próbując balansować między Wschodem a Zachodem. Nie dlatego, że nas lubi (choć przez wiele lat – póki do władzy nie dorwał się, pośrednio i bezpośrednio, psuj Kaczyński – wyglądało, że darzy sympatią), ani z sentymentu do dawnej Unii Polsko-Litewskiej, której Białoruś czuje się spadkobiercą, lecz dlatego, że jest pragmatykiem.

Przez dekady Białoruś była najbardziej przyjacielskim wobec Polski państwem sąsiedzkim – dobrze traktującym polską mniejszość i bez większych urazów historycznych. Ale zamiast wyciągnąć rękę i grać mądrze, PO i PiS postawiły na wrogość, bez strategii. Po co było to psuć dla samego psucia? Bo jakiemuś politykowi czy banksterowi zamarzyło się podmienić Łukaszenkę na grzeczną kukiełkę?

Zamiast podjąć mądrą grę polityczną i osłabić wpływy Moskwy, kolejne polskie rządy postanowiły „ukarać” Mińsk. Efekt? Zamiast mieć po swojej stronie niezależnego (choć autorytarnego) sąsiada, mamy nieprzewidywalnego satelitę Kremla, który używa migrantów jako broni i coraz skuteczniej buduje obraz Polski jako zagrożenia.

Czy można było inaczej? Zdecydowanie tak. Nie twierdzę, że z Łukaszenki trzeba robić świętego, ale dyplomacja nie zajmuje się ocenami moralnymi, tylko załatwianiem interesów i rozwiązywaniem problemów. Może dałoby się nawet stworzyć jakąś regionalną „unię” – coś na wzór UE, ale lokalnie, w naszym interesie, a nie cudzym.

Na szczęście Łukaszenka jest pragmatykiem. W polityce to często wystarczy, by zapoczątkować pozytywne i obopólnie korzystne relacje. Pamiętajmy, że Białoruś jest dla Polski strefą buforową oddzielającą nas od głównej części Rosji. Pokojowa Białoruś to mniejsze ryzyko rosyjskiej inwazji. Enklawa na północy, choć silnie zmilitaryzowana, raczej nie da rady podbić Polski bez pomocy wschodniego sąsiada. Dlatego relacje z Białorusią powinny być dla Polski absolutnym priorytetem.

Czechy – silna karta, którą nikt nie gra.

Kolejnym przystankiem – Czechy. Problem Turowa, wody, ekologii – to tylko wierzchołek góry lodowej. Zamiast użalać się nad karami i obwiniać „złych Czechów”, można byłoby zagrać mocniej, choć subtelnie i z taktem. Mało kto pamięta, że Czechy mają wobec Polski niespłacony dług terytorialny o wielkości 368,44 ha, wynikający z umów granicznych z 1958 roku. To niewielki obszar w skali kraju, lecz w skali lokalnej – spora wieś, a nawet małe miasto, porównywalne z Tarnowskimi Górami (311,06 ha).

Nie chodzi o to, żeby tę ziemię „zabrać” zbrojnie, lecz by użyć tego faktu jako karty przetargowej. Czesi to pragmatycy. Jeśli się z nimi rozmawia spokojnie, z taktem, bez buńczucznych haseł i medialnego pyskowania – można ich „ustawić” do pionu. Pieniądze, grunty, technologia, infrastruktura – wszystko da się wymienić, jeśli traktuje się sąsiada poważnie, a nie z góry. Wszak „zgoda buduje, a niezgoda rujnuje”.

Litwa – sojusznik gorszy od wroga?

Litwa – trzeci cel podróży. Oficjalnie — partner strategiczny, sąsiad, sojusznik w NATO i UE. W praktyce — państwo, które od lat systematycznie marginalizuje polską mniejszość narodową. Nazwiska Polaków przez dziesięciolecia kaleczone w dokumentach (sytuację poprawiła dopiero ustawa z 2022 roku), język polski rugowany ze szkół i urzędów, problemy z własnością ziemi — to nie są marginalne incydenty, tylko stała linia polityczna litewskich władz.

I co robi Polska? Najczęściej… nic. A milczenie równa się przyzwoleniu na dręczenie. Litwa jest członkiem Unii Europejskiej i podlega tym samym normom ochrony mniejszości co każde inne państwo członkowskie. Jeśli chce liczyć na realne wsparcie Polski w razie rosyjskiego zagrożenia czy ekonomicznej współpracy regionalnej (wszak Polska jest dla Litwy jedyną drogą transportu lądowego na Zachód), powinna zrozumieć, że sojusz oznacza również poszanowanie naszych rodaków – także tych mieszkających w Wilnie. Litwa nie może wiecznie traktować Polaków jako problemu.

Pora tupnąć nogą! Czas jasno powiedzieć: albo wzajemny szacunek, albo radźcie sobie sami. Można też zacząć stosować zasadę wzajemności wobec litewskiej mniejszości w Polsce, by zyskać dodatkową kartę przetargową. Polska może również wesprzeć i wzmocnić siłę polskiej mniejszości inwestycjami na terenach, na których stanowi większość.

Słowacja – szerokie perspektywy.

To kolejny cel podróży i z każdym z tych państw można coś ugrać. Słowacja – od 1939 roku, gdy napadła na Polskę wraz z III Rzeszą, nie mamy z nią większych problemów. Można więc zacieśnić współpracę i porozmawiać o nowych, wspólnych projektach. Na razie wspólnych projektów jest mało – to wielka, niewykorzystana dla Polski szansa.

Niemcy – wilk w owczej skórze.

Niemcy – oj, sporo tego się nazbierało, zwłaszcza nieuregulowana kwestia reparacji wojennych, grożenie rewizją granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej i niezwrócone dobra polskiej kultury zrabowane podczas II wojny światowej. Dobrze więc przypomnieć, że NRD i RFN uznały granicę polsko-niemiecką – NRD w 1950 roku, RFN wstępnie w 1970, a finalnie w 1990 roku – by uciszyć roszczeniowców terytorialnych. Polska i RFN nie uregulowały formalnie kwestii reparacji wojennych. Polska zrzekła się swojej części, którą ZSRR miał z majątku NRD przekazać PRL-owi, lecz Polska nie była wówczas państwem niepodległym, lecz kontrolowanym przez Moskwę. W najgorszym razie można uznać, że mamy uregulowane reparacje z nieistniejącą już NRD, ale nie z RFN, która wchłonęła NRD. Polska ma silne karty przetargowe a Niemcy za pomocą swych sieci handlowych drenują Polskę z kapitału.

Być może reparacji nie da się uzyskać bez pomocy Izraela (może zaproponować im 5% prowizji od reparacji, w zamian za zakończenie nieuczciwej batalii o tzw. odszkodowania za mienie bezspadkowe polskich obywateli żydowskiego pochodzenia, jeśli skutecznie pomogą je wywalczyć?), ale można wywalczyć wiele innych rzeczy. Problemem są też dobra muzealne zagrabione przez III Rzeszę i do dzisiejszego dnia niezwrócone.

Rosja – wspólne biznesy poprawią relacje.

Rosja – machanie szabelką Putinowi przed oczami Polsce się nie przysłużyło. Pora zakopać topory wojenne albo odłożyć je do zbrojowni. Z Rosją nie da się ułożyć dobrych relacji, ale można uspokoić nastroje i współpracować w zakresie tranzytu ropy i gazu na Zachód. Pokazywanie gestu Kozakiewicza, gdy Rosja chciała rozbudować gazociąg, skończyło się budową Nord Streamów, i w finale Polska poważnie na tym straciła.

Teraz, gdy Nord Streamy przestały funkcjonować, warto do pomysłu powrócić, aby oba państwa na tym biznesie zarabiały, a nie ponad naszymi głowami. Gazociąg na lądzie, pod kontrolą polsko-rosyjskiej spółki, byłby dobrym pomysłem. Pamiętajmy też, że Rosja to wielki rynek. Można na nim sprzedać więcej polskich towarów niż do Unii Europejskiej. Odmrożenie relacji na pewno pomogłoby polskim sadownikom i rolnikom, którzy stracili wiele na embargach na owoce i warzywa.

Ukraina – tama kłamstw do zburzenia.

Ukraina – z nią trzeba mądrze, ale i surowo. Dopóki nie odetnie się od banderyzmu, dopóty chłodne stosunki. Trzeba zacząć od kampanii informacyjnych dotyczących rzezi wołyńskiej i wspólnych korzeni, ponieważ większość Ukraińców jest niedoinformowana w zakresie zbrodni UON-UPA. Żyją w bańce propagandowej i wierzą, że Polacy okupowali Ukrainę, choć takiego państwa do XX wieku nie było.

Pora przypomnieć, czym była Unia Polsko-Litewska, oraz wyjaśnić, że w tamtych czasach nie istniały narody, lecz klasy społeczne, aby wszyscy sobie uświadomili, że narody są stosunkowo młodym wynalazkiem, stworzonym do dzielenia i segregowania ludzi. Na Kresach Wschodnich polscy chłopi byli traktowani przez szlachtę identycznie jak ukraińscy i nie każdy tamtejszy szlachcic był etnicznym Polakiem.

Niejeden przybierał polskie nazwisko, by odciąć się od swych ukraińskich korzeni. Należy stawiać na postacie historyczne, które nas łączyły, a nie dzieliły jak Chmielnicki, który wzniecił udane powstanie, lecz w dłuższej perspektywie czasu jego polityka okazała się klęską. Konfliktowanie się z Ukrainą to błąd, ale wchodzenie w rolę „sług Ukrainy” jest jeszcze większym. Należy drążyć tamę kłamstw historycznych i nieporozumień kropla po kropli, aż ściana runie.

Nie można stawiać Ukraińców pod jej ścianą, bo nie o rozstrzelanie chodzi, lecz pomóc się na nią wspiąć, by zobaczyli świata po drugiej stronie, który obecnie odrzucają. Trudne to, lecz wykonalne. Może nie w dzień, rok czy dwa, lecz kolejne pokolenie Ukraińców, chociażby to wychowane w Polsce, przejrzy na oczy i odetnie się od ludobójców. Wielkim błędem jest, że teraz, gdy ugościliśmy tylu Ukraińców, zamiast spróbować na nich wpłynąć faktami historycznymi, polskie władze udają że wszystko jest w porządku, że banderowskie flagi, barwy i symbole w polskiej przestrzeni publicznej, to nic złego.

Węgry – przyjaciel do odzyskania.

Jarosław Kaczyński ma wielki talent do konfliktowania się ze wszystkimi. Udało mu się nawet, za pośrednictwem Mateusza Morawieckiego, formalnie skonfliktować Polskę z odwiecznym przyjacielem – Węgrami. Poświęcono odwiecznego przyjaciela Polski na rzecz ukrainofilskich mrzonek. Z Orbanem można się dogadać, podobnie jak z Łukaszenką, gdyż obaj są politykami z tzw. jajami, charyzmą i marzącymi, by zapisać się pozytywnie na kartach historii. Spraw do uregulowania jest wiele, ale trzeba wyciągnąć ponownie przyjacielską dłoń, przeprosić się i odnowić pozytywne relacje.

Stany Zjednoczone – sojusznik myślący tylko o sobie i Izraelu.

Podróże polskich polityków do Waszyngtonu to rytuał. Igrzyska dla kamer. Zgrane frazy o sojuszu, gwarancjach bezpieczeństwa i wspólnych wartościach. Tymczasem USA są sojusznikiem, który bywa lojalny głównie wobec Izraela, a niekoniecznie wobec reszty świata, o czym przekonali się chociażby Kurdowie.

Polska kupuje po zawyżonych cenach przestarzały złom wojskowy, krytykowane przez specjalistów z branży wojskowej samoloty F-35 – z opóźnieniem i warunkami licencyjnymi, które uniemożliwiają niezależne użytkowanie (Amerykanie mogą zdalnie przejąć nad nimi kontrolę, kiedy zechcą). Wizyty naszych polityków w USA to w większości pokazówki medialne, ewentualnie teatr dyplomatyczny pod publikę. Po co? By zaspokoić kompleksy?

Oczywiście, nie chodzi mi o to, by odwracać się od Ameryki plecami, ponieważ tragedią byłoby konfliktować się z mocarstwem (nawet gdy znajduje się u schyłku potęgi). Ale czas najwyższy zrozumieć, że to partner transakcyjny, a nie zbawiciel-superbohater. Nie można budować siły i obronności Polski na państwie prowadzącym głównie politykę wojenną.

Chiny i Indie – lepiej się z nimi dogadać.

Państwa o bogatym potencjale. Chiny będą rosły w siłę, Indie są kolejne na liście. Tu nie ma miejsca na sentymenty – to wielka kasa i wielkie rynki. Dobrze byłoby powrócić do projektu hubu transportowego chińskich towarów do Europy z Polską jako najważniejszym państwem przeładunkowym. Możemy zarabiać na tranzycie ogromne pieniądze i bogacić się. Indie powoli stają się podobną potęgą gospodarczą jak Chiny. Może stworzyć podobne centrum przeładunkowe dla towarów z subkontynentu?

Dług publiczny – nie do spłacenia, ale do renegocjowania.

Polska z roku na rok bije coraz większe rekordy zadłużania się. Znalazła się w matni, zagrożona bankructwem, a pęknięcie bańki kredytowej nie jest kwestią „czy”, ale „kiedy”. Aby wyjść z długów, w pierwszej kolejności trzeba wstrzymać się z braniem nowych pożyczek i przeprowadzić audyt długu publicznego. Dobrze byłoby zaangażować w ich weryfikację stosowne organy zajmujące się walką z korupcją, w celu oddzielenia pożyczek wyglądających jak dług haniebny od uczciwych. Te pierwsze można wypowiedzieć, te drugie renegocjować. Ciężkie to zadanie, ale możliwe do wykonania.

Obrona przyszłości – broń pojutrza.

Na koniec – obronność. Polska wydaje bajońskie kwoty na czołgi, samoloty i sprzęt, który w przyszłości może okazać się mniej użyteczny od średniowiecznych mieczy (białą broń przynajmniej jest wielokrotnego użytku – nie wymaga nawigacji GPS i amunicji). Im bardziej wojsko zależy od elektroniki, tym łatwiej je obezwładnić. Drony, broń elektromagnetyczna, systemy walki elektronicznej, cybernetycznej i elektromagnetycznej – tu toczy się przyszła wojna. Może warto postawić na technologie, które przewidują nie wojnę jutra, ale pojutrza? Myśleć jak szachiści – kilka kroków do przodu?

Polityka rozsądku – nie fantazji i emocji.

To wszystko brzmi jak fantazja. Bo w Polsce zamiast polityki mamy teatr. Ale może warto choć na chwilę pomyśleć, jak wyglądałaby nasza pozycja międzynarodowa, gdyby ktoś faktycznie prowadził ją z głową. Bez emocji, bez wiecznego poklepywania po plecach, bez robienia z siebie męczennika na forum UE, kierując się pragmatyzmem i dobrem państwa. Pamiętając, że najtrwalsze są porozumienia, w których obie strony są równo traktowane i obie czerpią korzyści.

Tak jak wspomniałem na wstępie – nie jestem prezydentem i nawet nie zamierzam próbować, bo lata mam już swoje, ciekawsze zainteresowania, a moje ambicje polityczne są zerowe. Wolę żyć sobie spokojnie z dnia na dzień, tworząc od czasu do czasu komiks, opowiadanie czy piosenkę, które dają mi radość życia, niż rozpychać się łokciami i ramionami, brutalnie rywalizując z politycznymi karierowiczami o przyklejanie się do foteli, a później walcząc i knując spiski z innymi przyklejeńcami, by inni nie odkleili.

Jestem jednak Polakiem martwiącym się o przyszłość Polski. Który widzi, że można działać na arenie politycznej lepiej, mądrzej i skuteczniej, z podniesioną głową, bez płaszczenia się przy całowaniu butów, bez ślinienia na myśl o uściśnięciu dłoni prezydenta USA i zrobieniu sobie z nim selfika. Polska, choć rozkradana od stuleci, wciąż ma ogromny potencjał rozwojowy, zasoby naturalne, kapitał ludzki i szansę, by stać się jednym z najważniejszych państw Europy, a może i świata.

Potrzebni są jednak mądrzy przywódcy, nieumoczeni w afery i niezależni od wrogich międzynarodowych agend, którzy będą myśleli o przyszłości kraju dalej niż tylko do najbliższych wyborów. Tacy, którzy zechcą zapisać się w historii Polski złotymi literami, a nie w kolorze sraczki czy innych odmian stolca.


Autor: Maurycy Hawranek

Fot. Youtube.com

Źródło: WolneMedia.net


 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *