Drodzy stali Czytelnicy a także Goście naszego portalu, nasz projekt funkcjonuje przede wszystkim dzięki Waszemu wsparciu i zaufaniu.
WSPARCIE FINANSOWE (DAROWIZNA)
Wpłaty Krajowe- Nr. Konta: 39 8811 0006 1002 0205 2764 0250 Wpłaty Zagraniczne- Nr. Konta: PL39 8811 0006 1002 0205 2764 0250 Kod SWIFT: POLUPLPR Tytułem: Darowizna na cele statutowe Niczym dzieci przygotowujące się na otwarcie prezentów Tom i Kate stali naprzeciw, przed chwilą, skradzionych bagaży. Zamarłym wzrokiem obserwowali kolorowe torby dociekając, jakie niespodzianki kryją w środku. Kate liczyła na jakieś fajowe młodzieżowe ciuchy, mimo że z tym mogło być ciężko, ponieważ ofiarami kradzieży była grupka dziadków i babć a nie rockowy zespół. Tom najchętniej przyjąłby nową, czystą i pachnącą sutannę, był jednak gotów na wszystko, nawet na kiecki i chusty. – Dobrze otwieraj. – Zniecierpliwiony chciał znać rozwiązanie. – Spokojnie, nie tak szybko. – Kate droczyła się, wykorzystując ku temu obecną chwilę. – Co sobie życzysz? – Zapytała. – Czarny płaszcz czy może różową suknię balową? – Bardzo śmieszne. – Zmrużył oczy. Kate wiedziała, że czasu nie mają zbyt wiele, dlatego z niechęcią sięgnęła dłonią w stronę zamka odsuwając go i zaglądając do środka. – No… No… – Puściła oczko w stronę nadpobudliwego towarzysza. – Tutaj zdecydowanie jest coś dla ciebie. Kraver nie chcąc dłużej być trzymanym w niepewności spojrzał do środka kolorowego bagażu. Czarny garnitur, biała koszula, ciemna bielizna no i czarny krawat. Świetnie pomyślał, coś dla mnie. Kate otworzyła drugą torbę bagażową pozostawiając Toma pochłoniętego buszowaniem po między pozostałymi rzeczami. Ciemno niebieskie dżinsy, do tego zestaw kilku koszul. Jeżeli tylko zmieści się w te spodnie to będzie bardzo szczęśliwa, pomyślała. – Tom ty idź tu a ja idę tam. – Weszła do środka kabiny zamykając za sobą drzwi. – Nie podglądaj mnie. – Jak bym śmiał. – Odparł cicho pod nosem jednocześnie ściągając z siebie wyniszczoną sutannę, nie zwracał uwagi czy ktoś wejdzie, chciał jedynie opuścić już ten kraj. Po upływie kilku chwil i dziwnych odgłosów w kabinie, którą zajęła Kate, nastała cisza. – Wychodzę. – Zakomunikowała. – I jak wyglądam? – Całkiem nieźle. – Świetna figura pomyślał Kraver, jednak te uwagę postanowił zostawić wyłącznie dla siebie. – Tobie też nic nie brakuje. – Pokręciła z podziwem głową. – Prawdę powiedziawszy gdybym nie wiedziała, że jesteś księdzem to hmm… Kto wie? Tom przedzierzgnął się z księdza w mężczyznę odzianego czarnym garniturem, czarnymi spodniami, białą koszulą i czarnymi świecącymi bucikami, całości dopełniał czarny krawat. Kate natomiast bez chwili zawahania wybrała ciemno niebieskie dżinsy, białe adidasy i do tego jasno niebieską koszulę. Zadowoleni ze swojego nowego wyglądu nabrali więcej optymizmu i chęci do działania. – Tom nie zapomnij koperty. Poklepał się po kieszeniach marynarki i rzeczywiście były puste. Zapomniał wyjąc z płaszcza kopertę pozostawioną przez Antonia. Nachylił się wyciągając białą zawartość. Spojrzał jeszcze raz na kopertę. – Myślisz, że to proroctwo, ten rysunek i te słowa one naprawdę coś znaczą, mają głębsze przesłanie? – Jeżeli ta koperta była w posiadaniu Antonia to dla mnie wystarczający znak, że mamy do czynienia z czymś co na razie nas przerasta, wieżę jednak że w Niemczech dowiemy się czegoś więcej, być może całą prawdę. To nasze światełko w tunelu, odpowiedzi czekają musimy tylko po nie sięgnąć. Tom porzucił dotychczasowe życie, stawiając je na szali niebezpiecznej pogoni. Ruszył za początkowo lekko majaczącymi zarysami informacji i fragmentów, jak wierzył czegoś większego. I rzeczywiście z czasem stopniowo natrafiał na nowe wskazówki i ślady, które w jakimś stopniu łączy się w całość a inne otwierały nowe możliwości rozumowania. Nie ma już u jego boku Uriela, który dotychczas pełnił funkcję nauczyciela i korepetytora w sprawach tajnych. Pozostał on, Kate i ktoś w Niemczech. Sami naprzeciw mrocznej grupy chcącej doprowadzić do dnia sądu ostatecznego, na której czele stała mroczna postać, wymykająca się wszelkiej logicznej identyfikacji. – Tom chodźmy już nie ma czasu. Opuścili toaletę idąc prosto do sali odpraw. Kate złapała Toma za rękę, sugerując by udawali parę, dzięki temu ich kamuflaż miał być skuteczniejszy. Bez żadnych problemów dotarli na miejsce, przystając w niewielkiej kolejce osób udających się lotem bezpośrednio do Niemiec a konkretnie na port lotniczy Magdeburg- Cochstedt. – Jeszcze chwila Tom i będziemy mieli spokój z policją. – Trąciła go lekko ramieniem. – Przynajmniej z tą włoską. – Po tylu przejściach najwyższy czas. – Odparł krótko. Ludzie z kolejki szybko ubywali, kolejno pokazując bilety i wchodząc na pokład samolotu. Tak blisko a jednak wciąż po tej niebezpiecznej stronie. Wystarczy jeden krok by przekroczyć granicę, jednak do momentu, w którym zostanie on wykonany Tom i Kate nadal znajdowali się w stanie podwyższonej gotowości na wszystko. Kate spojrzała na Toma, który ewidentnie od kilku chwil zaczął zachowywać się niespokojnie i niepewnie. Spoglądał wkoło jak gdyby szukał wycelowanego pistoletu w ich stronę. – Co ci jest? – Delikatnie zapytała. – Czy mi się wydaję, czy tamten policjant. – Wskazał oczami na funkcjonariusza policji, żywo rozmawiającego z innymi dwoma policjantami. – On, co jakiś czas spogląda w naszą stronę, na pewno nas rozpoznał, za pewne lada moment wezwie posiłki. Kate spojrzała w kierunku trójki umundurowanych funkcjonariuszy, ale nie zauważyła nic podejrzanego. – Nie zwracaj na nich uwagi, inaczej rzeczywiście ściągniesz na nas kłopoty. To nie takie proste, pomyślał. Nerwy napięte od kilkudziesięciu godzin dawały znać o swoim stanie. Jeszcze moment a wybuchnie niczym wulkan. – Idą tu, rany boskie, idą tu. – Kraver złapał za rękę Kate tak mocno, że poczuła ból przeszywający ciało. – Mówiłam, że sprowokujesz ich swoim zachowaniem, mówiłam. – Nie wiedziała, co robić, nie było nawet gdzie uciekać, w kilka chwil zostali by ujęci. W tym momencie nadeszła ich kolej. Kate szybko pokazała bilety chcąc jak najszybciej przejść bramkę kontrolną. Łudziła się, że jeszcze jest cień szansy na ucieczkę. Uda się, musi się udać. – Nie damy rady, są już zbyt blisko. – Z niedowierzaniem i smutkiem w oczach Tom odwrócił się w stronę nadchodzących funkcjonariuszy. Trójka policjantów miała twarze jak z marmuru, zero emocji, zero czegokolwiek. Po prostu podążali w ich stronę. Nagle zatrzymali się i popatrzyli po sobie, jeden z nich kiwnął głową jednocześnie wyciągając broń z kabury. – Ręce do góry i bez fałszywych ruchów. – Głośno zakomunikował polecenie tak, aby każdy słyszał. – Ochrona lotniska. – Przecież się nie ruszam. – Warknął Tom. – Nie mówię do pana, proszę odejść i nie utrudniać mojego działania. – Delikatnie, lecz stanowczo, odsunął Toma i ruszył w kierunku zdezorientowanego księdza, który również oczekiwał w kolejce na ten sam lot. – Pan pójdzie z nami. – Pójdę? Ale Dokąd? Zaraz mam samolot. – Oburzony protestował, nie miał zamiaru słuchać nadętego ochroniarza. – W razie jakichkolwiek oporów z pana strony. – Ochroniarz przechylił głowę, raz w prawo a potem w lewo, za każdym razem coś głośno stukało w jego szyi. Tom spojrzał czy to kręgi czy coś innego, ale nie miał zamiaru pytać, zwłaszcza, że policjant był w swoim żywiole, nadal przemawiając do potencjalnej ofiary. – Ja i moi koledzy siłą zaciągniemy pana na komisariat, tam złoży pan stosowne wyjaśnienia. – Nie ma mowy. – Odparł rozdrażniony ksiądz. – Jestem namiestnikiem Boga na ziemi. Wyraźnie rozbawiony tą wypowiedzią policjant polecił dwóm kolegom by zaopiekowali się zbuntowanym kapłanem. – Ależ nie możecie! – Krzyczał ksiądz. – Nie macie prawa! – Tutaj obowiązuje prawo ludzkie nie boskie proszę ojca duchownego. Cała trójka szybko odeszła wlekąc za sobą zdenerwowanego kapłana, który cały czas próbował uwolnić zakute ręce, ale było to trudniejsze niż myślał. – Niesamowite… – Kraver spojrzał na Kate. – Co jeszcze się wydarzy? Czuję, że za moment ktoś wyjdzie i zacznie wyć do księżyca. – Kate spojrzała na Toma w taki sposób jak mamy spoglądają na swoje niesforne dzieci. Tom widząc owe spojrzenie dodał. – No bez kitu, mówię ci. – Oby już nic nieprzewidzianego. – Odparła. Po sprawdzeniu biletów, oboje przeszli przez bramkę kontrolną kierując się na pokład samolotu lecącego bezpośrednio do Niemiec, ale nie byli sami, ich tropem podążał Peter Wage, wynajęty zabójca podający się za agenta FBI. Autor. Tomasz Magielski. Fot. Pixabay.com / eschatologia.pl Wszelkie prawa zastrzeżone.
Bractwo Apokalipsy Ks.II Roz.21- Kierunek Niemcy!