Drodzy stali Czytelnicy a także Goście naszego portalu, nasz projekt funkcjonuje przede wszystkim dzięki Waszemu wsparciu i zaufaniu.

WSPARCIE FINANSOWE (DAROWIZNA)

Wpłaty Krajowe- Nr. Konta:

39 8811 0006 1002 0205 2764 0250

Wpłaty Zagraniczne- Nr. Konta:

PL39 8811 0006 1002 0205 2764 0250

Kod SWIFT: POLUPLPR

Tytułem: Darowizna na cele statutowe


Bractwo Apokalipsy Ks.II Roz.12- Cieszę się, że mogłam cię poznać, jesteś dokładnie taki jak opowiadał Mazar.


Tom próbował odciąć myśli od informacji, jakie przed momentem ukazały się jego oczom. Chciał skupić się na ucieczce z Włoch, wszystko na lotnisku musi przejść bez problemowo do tego należy liczyć, że będzie jakiś samolot do Niemiec w możliwie najkrótszym czasie oczekiwania.

– Tom musimy załatwić sobie ubranie na przebranie. – Kate żałowała, że straciła swój samochód, miała tam przygotowane ciuchy dla siebie i dla Toma. – Jeżeli tego nie zrobimy i nic nie wykombinujemy nasze szanse zmaleją.

Kraver spojrzał raz jeszcze na swoje odzienie, wszystko było bez zmian, kawałki strzępków, brud, pył i plamy po krwi. Jego towarzyszka wyglądała podobnie, na Uriela nawet nie patrzył, ponieważ wyglądał najgorzej ze wszystkich, do tego jego życie trzymało się na ostatnim cienkim włosku.

– Skąd chcesz teraz wytrzasnąć dla nas ubranie? – Zapytał.

– Jeszcze nie wiem, myślę nad tym.

Rozejrzeli się jeszcze raz dokładnie po okolicy. Odczuli ulgę nie widząc nigdzie radiowozów czy grup policjantów.

– Tom zaparkuję obok tamtego zielonego lexusa. – Wskazała palcem, nowy jeszcze lśniący, samochód. – Będziemy musieli w miarę szybko wyciągnąć Uriela i dotrzeć do hali odlotów, im sprawniej nam to pójdzie tym mniejsze zainteresowanie wzbudzimy.

Kraver spojrzał na Uriela, bez zmian. Nieprzytomnie leżał na tylnym siedzeniu nie wiedząc, co się właśnie dzieje i co będą musieli zrobić.

– Nie wiem czy on da radę. – Powiedział lekko zrezygnowany, ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Podjechali stając tuż za zielonym cackiem.

– Teraz. – Kate spojrzała w oczy Toma chcąc dodać mu odwagi. – Wysiadamy i albo damy radę, albo… – Nie dokończyła zdania, bo i nie było takie potrzeby, stawka była znana i jasna. Wysiedli z radiowozu czując krople deszczu na twarzy. Tom jak mało kiedy ucieszył się z tego faktu.

– Mamy, chociaż namiastkę kamuflażu.

Kate zamknęła drzwi ruszając w stronę pasażera siedzącego bezwładnie w tyle samochodu.

– Co masz na myśli, ja tu nie dostrzegam żadnego kamuflażu, widać nas jak na dłoni. – Odparła przecierając twarz z zaległych stróżek padającego deszczu.

– Nie widzisz, że opady się nasilają? To lepsze niż nic, w strugach deszczu łatwiej przepaść w tłumie.

– Masz rację. – Podniosła głowę nad maskę samochodu ponaglając przemokniętego kapłana. – Pomóż mi go obudzić. Jest na tyle ciężki, że lepiej będzie, jak chociaż trochę pomoże nam w przetransportowaniu swojego ciała. – W oddali usłyszeli pierwsze odgłosy nadjeżdżających radiowozów na sygnale. – Pospieszmy się. – Dodała, odczuwając napływ adrenaliny.

Delikatne uderzenia w twarz, prośby i różne inne sposoby nie skutkowały, Uriel nie odzyskiwał przytomności a czas uciekał.

– Trudno musimy go jakoś zawlec. Weźmy go pod ramiona, ja z prawej ty z lewej. – Kraver wcisnął się na tylne siedzenie wyciągając jak worek kartofli nieprzytomnego Uriela i zarzucając jego ciężar ciała na swoje barki.

– Czekaj już ci pomogę. – Kate szybko doskoczyła do Toma.

– Nie ma potrzeby dam sobie radę. – Odetchnął głęboko. – Ty za ten czas idź i sprawdź czy są jakieś odloty do Niemiec.

– Do Berlina. – Sprostowała. – Rozumiem.

– Nie koniecznie, miasto nie gra roli, musimy opuścić Włochy. Jeżeli teraz nam się to nie uda to już sam nie wiem, co będzie z nami dalej.

Kate podeszła bliżej do Toma.

– Jeżeli wpadniemy… – Wpadniemy? Co ja wygaduję, pomyślała. – Chciałam powiedzieć, że… – Spojrzała mu w oczy, do końca nie wiedząc, w jakie słowa ubrać myśli, które teraz napływały jej do głowy, krótko ucięła. – Cieszę się, że mogłam cię poznać, jesteś dokładnie taki jak opowiadał Mazar.

Tom nie zdążył wypowiedzieć ani jednego słowa, ponieważ Kate już biegła w stronę głównego wejścia na lotnisko, mógł jedynie oglądać jej zanikającą w deszczu sylwetkę.

– Dobrze. – Spojrzał na nieprzytomnego Uriela – czas ruszać.


Autor. Tomasz Magielski.

Fot. Pixabay.com / eschatologia.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.