Drodzy stali Czytelnicy a także Goście naszego portalu, nasz projekt funkcjonuje przede wszystkim dzięki Waszemu wsparciu i zaufaniu.

WSPARCIE FINANSOWE (DAROWIZNA)

Wpłaty Krajowe- Nr. Konta:

39 8811 0006 1002 0205 2764 0250

Wpłaty Zagraniczne- Nr. Konta:

PL39 8811 0006 1002 0205 2764 0250

Kod SWIFT: POLUPLPR

Tytułem: Darowizna na cele statutowe


Bractwo Apokalipsy Ks.I Roz.6- Katedra Przeznaczenia.


Wybiła północ a ja wreszcie dotarłem do celu. Jedyne miejsce, którego nie powinienem więcej oglądać i jedyne, do którego zmierzałem. Los widocznie nawet w tych ostatnich momentach mego życia lubił naigrawać się mym nieszczęściem. Zalegająca cisza potwierdzała strach samej natury, to nie zapowiadało nic dobrego. Coś miało się urzeczywistnić tej nocy a czerwona barwa księżyca zwiastowała nadchodzący przelew krwi. Ziemia ponownie nienasycona wyczekiwała na kolejne krople drogocennego życia.

Nieświadome gwiazdy oświetlały kamienny chodnik, po którym szybkim krokiem zdążałem mijając kolejne zakręty a z każdym kolejnym oddalałem się od ludzi, których znałem i kochałem jedynie mój cień wiernie podążał za mną rzucając ciemną smugę na niewzruszony mur. Nierówno bijące serce z różnym skutkiem pompowało krew do tętnic, przygotowując organizm na nieznane. Nogi i ciało wzdrygały się by zawrócić, jeszcze mogłem odejść, to była ostatnia szansa, ostatni moment by zrezygnować nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Mimo wszystko coś w moim wnętrzu nieustannie prowadziło na przód, wprost do katedry Przeznaczenia.

Tak ją nazywamy, ponieważ tak nam narzucono i tak już pozostało. Wstępując do bractwa nie zadawałem zbyt wielu pytań. Osoby, które tego dnia przyjmowały mnie do swego grona potrafiły wywrzeć ogromne wrażenie na rozmówcy. Dziś wiem, że byłem zdezorientowany a oni to wykorzystali. Gdy jesteś zagubiony to często, zbyt często idziesz za większością jak owca prowadzona na rzeź. Dziś tego żałuję, jednak żal na nic się nie zda, muszę działać, ostatecznie nie wiem ile pozostało mi jeszcze czasu. Wszystko w każdej chwili mogło runąć.

Katedra jest umiejscowiona w samym centrum lasu pośród wysokich drzew i gęstych zarośli. Jest to miejsce odludne, pustka i samotność okryły tutejsze ziemie a życie na zawsze opuściło te rejony ustępując miejsca grozie tamtej chwili, która coraz bardziej opanowywała mój umysł i ciało. W tym stanie minąłem wysoki mur otaczający Katedrę. W wielu miejscach okrutnie spękany z widocznymi znakami nieuniknionego upływu czasu, który nikogo i niczego nie oszczędza wyciskając swoje piętno.

Sypiące się gruzy tworzyły małe kopce, które były niczym systematycznie ulokowane grobowce jeszcze walczące o to by być, by nie dać się rozdmuchać przez wiatr. Dziedziniec otaczający Katedrę Przeznaczenia jest duży i obszerny, jednak to tylko plac, betonowa pustynia, nic się na nim nie znajduje, nic nie można tutaj ukryć bądź przemycić, wszystko jest widoczne jak na dłoni. To miejsce, przez które tylko się przechodzi podążając wprost do potężnej twierdzy. Pozbawiona okien stanowi monolit uwieńczony dwiema wysokimi wieżami i dużych rozmiarów symbolem węża wyrytym na frontowej ścianie.

Mityczny symbol, spotykany w różnym czasie wielu kultur. Niesie jasne przesłanie. Koniec jest początkiem a wszystkie procesy w świecie materii przebiegają w sposób cykliczny: życie, śmierć, odrodzenie a także globalne kataklizmy występujące na przestrzeni tysiącleci. Uroboros pozwala zachować równowagę, jest to mechanizm samoregulacji gdzie jedynym naturalnym regulatorem populacji na ziemi są choroby i wojny. Po niżej mitycznego symbolu znajduje się jedyne wejście, przez które każdy, kto chce wejść do środka będzie zmuszony przejść. Prowadzą do niego masywne kamienne schody przyozdobione monolitami smoków znajdującymi się po lewej i prawej stronie każdego stopnia. W trakcie spotkań bractwa służą one za pochodnie. Z lekko rozwartych paszcz wydobywa się ogień oświetlając dziedziniec.

Ogień, który nie tak dawno palił się i w moim sercu, byłem młody miałem swoje plany i marzenia, których realizacja wydawała się w zasięgu ręki. Być może dziś stałbym przy kominku i ogrzewał dłonie, za moimi plecami biegałaby gromadka dzieci a kochająca żona spoglądałaby na to wszystko z fotela w rogu naszego salonu. To moje marzenia z przeszłości, wydaje się, że przecież to nie tak wiele, a jednak dla mnie to było zbyt wiele. Pamiętajcie są na tej planecie miejsca, do których lepiej nie chodzić, są ludzie, do których lepiej się nie zwracać. Te miejsca i ci ludzie to punkty naznaczone ingerencją sił z poza tego świata. To sprawia, że wymyka się to często naszemu poznaniu i zrozumieniu. Gdy jednak zdamy sobie sprawę z powagi sytuacji bywa już za późno a na nas czekają mroczne konsekwencje dawnych wyborów.


Autor. Tomasz Magielski.

Fot. Pixabay.com / eschatologia.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.