Drodzy stali Czytelnicy a także Goście naszego portalu, nasz projekt funkcjonuje przede wszystkim dzięki Waszemu wsparciu i zaufaniu.

WSPARCIE FINANSOWE (DAROWIZNA)

Wpłaty Krajowe- Nr. Konta:

39 8811 0006 1002 0205 2764 0250

Wpłaty Zagraniczne- Nr. Konta:

PL39 8811 0006 1002 0205 2764 0250

Kod SWIFT: POLUPLPR

Tytułem: Darowizna na cele statutowe


Bractwo Apokalipsy Ks.I Roz.20- On może czynić cuda.


Tamtego odległego dnia podczas jednej z wielu wspólnych przechadzek ulicami zabytkowego miasta dokonało się wydarzenie, które głęboko zapadło w pamięci Antonia. Młody chłopak niestrudzenie stojący pod murem seminarium prosił z wyciągniętymi rękoma o jałmużnę dla siebie i dla swojej mamy. Przychodził tu regularnie, co kilka dni, zawsze prosząc o litość i współczucie. Pomimo młodego wieku był głową rodziny, jego ojciec walczący o wolność ojczystego kraju został objęty licznymi represjami, ostatecznie wywieziony w jednej z tych czarnych bezimiennych furgonetek, przepadł za zawsze.

Cienkie i zabrudzone dłonie chłopca odczuły, co to opuszczenie i praca ponad siły. Teraz prosił o zlitowanie i możliwość przetrwania kolejnego dnia życia, o które nie prosił a po prostu kiedyś otrzymał, ale jeżeli już otrzymał to chciał je godnie przeżyć, na tyle na ile mógł. Wbrew zewnętrznemu wizerunkowi młodzieniec posiadał mocną naturę, niczym żelazo kute w ogniu. Dni jego życia nigdy nie oszczędzały, ale on nie narzekał, nikogo nie obarczał odpowiedzialnością za swój los, nie był tchórzem, starał się za siebie i za chorą matkę.

Antonio nigdy nie zapomniał spojrzenia młodego Polaka, ale też nigdy nie zapomni spojrzenia Toma Kravera, jego oczy patrzące i widzące ponad sprawami przyziemnymi, materialnymi, one patrzyły przede wszystkim przez pryzmat miłości. W zabieganiu ulicy, szumie padającego deszczu, licznie przejeżdżających samochodów i ludzi wiecznie gdzieś pędzących oba spojrzenia wreszcie spotkały się, oba bardzo poważne i dogłębne. Tom ruszył w stronę chłopaka, Antonio pozostał z boku jednak nadal uważnie obserwował całą scenę, miał wewnętrzne przekonanie, że będzie świadkiem czegoś wielkiego. Czegoś, co jest źródłem wiary.

Wysoki Kraver podszedł do chłopca, jednak znacznie przewyższając go wzrostem musiał pochylić się nad drobnym rodakiem, który wzrokiem nieco wystraszonym spoglądał na ociekającą od kropel deszczu postać w czerni.

– Jak się nazywasz synu? – Pierwsze zdanie przeszyło szum padającej ulewy. Wewnętrzne emocje i doznania poczęły materializować słowa, które nic nie kosztują a mogą dać tak wiele. Chęć poznania, ofiarowania swojego czasu, dobrych intencji.

– Michał proszę Pana. – Nieśmiała odpowiedzieć jeszcze bardziej uwidoczniła wewnętrzny głęboko zakorzeniony strach oraz niską samoocenę chłopca.

Z minuty na minutę ulewa rosła w siłę, wiatr szarpał czym popadnie, a pierwsze błyskawice przeszyły niebo. W tym całym zgiełku Antonio zrobił kilka kolejnych kroków w stronę dwóch postaci pochłoniętych sobą, nie chciał nic przeoczyć. Był ciekaw, co dalej. Bardzo lubił oglądać i badać ludzkie zachowania szczególnie te spontaniczne i niezaplanowane, w których przejawiała się głębia ludzkiego wnętrza i możliwości wynikających z bycia człowiekiem.

– Michał? Jak archanioł Michał, bardzo potężny wiesz? – Tom poklepał po ramieniu chłopaka, chcąc dodać mu odwagi. – Ja jestem Tom a mój strój zdradza, że jestem księdzem.

– Tak proszę księdza. – Tym razem głośniej i z większym przekonaniem odparł chłopak, stopniowo oswajający się z zaistniałą sytuacją.

– Dobrze a teraz powiedz, co tutaj robisz sam i to na tak paskudnej pogodzie, chcesz zachorować?

– Staram się zebrać jakieś pieniążki na jedzenie dla mnie i dla mojej mamy. – Michał zerknął do niewielkich rozmiarów wiklinowego koszyczka, który był prawie pusty. – Chyba jeszcze trochę tutaj postoje. – Smutny grymas okrył młodą twarz. Tom szybko zauważył to, co zauważył Michał. Jednak nie dając po sobie niczego poznać kontynuował rozmowę.

– Myślisz o swojej mamie? To godne pochwały. – Spojrzenie Toma zdradzało podziw zmieszany ze współczuciem. – Dlaczego jednak nie pójdziesz do pracy? Godna praca ułatwia życie. Nie był byś skazany na niepewność, stałe zatrudnienie i pensja pomogłyby tobie i twojej mamie. Ile masz lat szesnaście? W tym wieku można już pracować za uczciwe pieniądze.

– Mam już dwadzieścia jeden. – Sprostował chłopak. – Pracy się nie boję, jednak nie mogę, po prostu nie mogę. Nie jestem w stanie tego zmienić. – Smutne wyznanie w ustach Michała nie zabrzmiało jak skarga, chłopak podświadomie robił wiele by nie wywierać u innych presji do współczucia i pustego żalu.

Tom nie okazał zaskoczenia, ale fakt, że chłopak był wygłodzony i niezadbany zmylił jego osąd, co do wieku. Miał przed sobą młodego i znającego swoją wartość Polaka, godnie stawiającego czoła wszelkim przeszkodom. I w tym momencie padło wyznanie, które całkowicie odmieniło przebieg rozmowy oraz dalsze losy całej trójki.

– Jestem też chory, mam wrodzoną wadę serca, która z wiekiem coraz bardziej się pogłębia. Przy dłuższym wysiłku mogę zemdleć a nawet umrzeć. Mama nie pozwala mi iść do pracy. Zawsze powtarza, że woli żyć w nędzy, ale mieć mnie przy sobie, nie chce i nie może stracić też mnie. – Z oczu chłopaka zaczepy płynąć łzy, nad którymi nie mógł pomimo wielu starań zapanować. – Chciałbym iść do pracy nie boję się wyrzeczenia.

Tom słysząc wyznanie chłopca wyprostował całe ciało, nie był już dobroczynnym przechodniem, który zainteresowany losem drugiego przystaje na moment, teraz przyjął pozę bardziej majestatyczną i poważną, co trochę wystraszyło młodzieńca. Zdezorientowany i na nowo wystraszony zrobił krok wstecz nie wiedząc czy czasem nie uraził nieznajomego, który głośno zapytał.

– Bardzo kochasz swoją mamę?

– Tak. – Strach nadal nie opuszczał Michała.

– A pana Boga kochasz, wierzysz w niego?

– Tak. – Kolejne tak dodało odwagi Michałowi, odrzucił chwilowy lęk i dodał. – Codziennie razem z mamą modlimy się o cud do niego, ale on nie nadchodzi, czasem ciężko jest wierzyć.

Antonio stał z boku nic nie mówiąc, nie reagował, pochłonięty kontemplował chwilę, chciał z niej jak najwięcej zapamiętać. Dwie postacie stojące naprzeciw siebie, większa i mniejsza, dwa światy, które wzajemnie przenikały swoje jestestwo. Wreszcie Tom wyprostował obie ręce, z których mocno strugami zaczął ociekać deszcz, rozłożone palce dłoni skierował w stronę Michała.

– Bóg może Cię uzdrowić! – Zawołał, zwracając wzrok w stronę chłopca. – Wierzysz w to? – Po tym pytaniu niebo rozbłysło pręgą błyskawicy i dało się słyszeć potężny grzmot, który rzucił chłopaka na kolana.

– Wieżę. – Jęknął Michał.

Oczy Kravera iskrzyły a cała twarz wydawała się inna odmieniona, przez dłuższą chwilę nie można było wytrzymać tego spojrzenia. Michał i Antonio spuścili wzrok w obliczu czegoś nieznanego, z czym nigdy do tej pory nie mieli styczności.

– Chcę tego, niech wyzdrowieje! – Wypowiedziane słowa wyraźnie potrząsnęły chłopakiem. Zdezorientowany nie wiedział, o co chodzi. W milczeniu i nadziei klęczał przed wysokim kapłanem, który spoglądał na niego wzrokiem pełnym litości. – Chłopcze nie mam pieniędzy, dlatego nie mogę ci ich dać, mam jednak dla ciebie zdrowie od samego Boga, bądź silny i pomagaj swojej mamie, ojczyźnie oraz Bogu.

Michał trwał w postawie klęczącej jeszcze długi czas, nie wiedział do końca, czy to rzeczywistość czy może sen. Wiedział jedno, dokonała się jakaś tajemnica, którą dopiero z czasem zrozumie. Nieznany ksiądz odszedł znikając za drzewami.

Tego dnia Antonio po raz pierwszy był świadkiem cudu dokonanego przez Toma. Jak się później okazało, po kilku dniach chłopak przyszedł z mamą do seminarium by podziękować swojemu uzdrowicielowi, jednak jego już nie było a cała historia do dziś jest opowiadana w całym Krakowie.

Tom posiadał zdolność czynienia cudów. Miał to coś, czego Antonio potrzebował do życia, czegoś, co nie pozwalało umrzeć jego duchowemu uporowi. Obcowanie z cudem, widzialnym dowodem niewidzialnego i wszechmogącego Boga bardzo umacniało. Antonio wiedział również, że ten, kto raz umrze już nie powróci do dawnego stanu, będzie naznaczony samotnością i beznadzieją. Sen o lepszej przyszłości to może być już za mało, stanie z boku w roli widza nie ratuje, ale przybliża do upadku. Kiedyś każdy umrze, ale Antonio wiedział, że jego czas jeszcze nie nadszedł, ani na śmierć fizyczną ani tym bardziej na duchową. Cud tamtego dnia sprawił, że chciał żyć, wierzył w ten zbrukany świat. Tom Kraver to jedyna osoba mogąca mu dziś pomóc.


Autor. Tomasz Magielski.

Fot. Pixabay.com / eschatologia.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.