Drodzy stali Czytelnicy a także Goście naszego portalu, nasz projekt funkcjonuje przede wszystkim dzięki Waszemu wsparciu i zaufaniu.

WSPARCIE FINANSOWE (DAROWIZNA)

Wpłaty Krajowe- Nr. Konta:

39 8811 0006 1002 0205 2764 0250

Wpłaty Zagraniczne- Nr. Konta:

PL39 8811 0006 1002 0205 2764 0250

Kod SWIFT: POLUPLPR

Tytułem: Darowizna na cele statutowe


Z życia opętanej. Rozpoczęła się noc – nagle wykrzyknął ten mężczyzna: „przypuszczam, że jesteś opętana”.

1
Walka była bardzo ciężka i wymagała bardzo wiele czasu, aniżeli mogłoby się to wydawać czytelnikowi. Powinniśmy to wyraźnie zauważyć, abyśmy nie odnieśli fałszywego wrażenia, że tak ważne dla Kościoła wypowiedzi, nastąpiły z łatwością. Kochani każdemu polecamy książkę: „Ostrzeżenie z zaświatów”. Mało tego, na naszej stronie będziemy od czasu do czasu, publikować fragmenty tego, co z Rozkazu Nieba, powiedziały demony.

„Ja, niżej podpisany, dr Michał Mouret, ordynator wydziału psychiatrii Szpitala w Limoux (Aude), po zbadaniu Pani R. B. w Szwajcarii i po asystowaniu w dniu 26. V. 1978 roku, przy egzorcyzmowaniu jej w obecności czterech kapłanów, podczas trzech i pół godzin, oświadczam, że rodzaj objawów u niej stwierdzonych nie świadczy ani o chorobie umysłowej ani o histerii i w tym przypadku należy te dwie diagnozy wykluczyć. Zachodzi tu zjawisko mediumistyczne, które Kościół ma zwyczaj zaliczać do opętania, przynajmniej przejściowego.”

Dr Michał Gabriel Mouret.

Na życzenie opętanej z jej napisanego na maszynie życiorysu bierzemy, co następuje: Dla dyskrecji opuściliśmy nazwy miejscowości, a z powodu braku miejsca, skracamy jej wypowiedzi. Moi rodzice mieszkali w małym wiejskim dworku. Miejscowość jest bardzo odległa od miasta. Urodziłam się w roku 1937 i to w niedzielę w uroczystość Najświętszej Maryi Panny Szkaplerznej (16 lipca), w którą to uroczystość są zawsze przyjmowane dzieci do Bractwa Matki Boskiej Szkaplerznej (szczególne poświęcenie się Matce Bożej).

We wtorek (l7 VII) zostałam ochrzczona. Według wypowiedzi matki, jako osesek krzyczałam niewiarygodnie, spałam bardzo mało lub wcale. Z tego powodu matka miała wiele kłopotów i trosk. Robiło to wrażenie jakby coś tam z jelitami nie było w porządku. Jednak, nie to było przyczyną tego niepokojącego, niespokojnego mego zachowania, a jeżeli coś tam z tego było, to tylko w małym stopniu.

Na wiosnę 1944 roku udałam się po raz pierwszy do szkoły. Byłam bojaźliwym bardzo spokojnym dzieckiem. Nauka szła mi łatwo szczególnie czytanie, pisanie i opowiadanie nie były dla mnie żadnym problemem. Najmilszym miejscem mego odpoczynku był potok, gdzie siadałam na trawie i rwałam, kwiatki. Często przychodziły tam także moje koleżanki zabawy i moczyłyśmy nogi w wodzie i mówiłyśmy o różnych rzeczach, o których lubią mówić dzieci w tym wieku.

Często rozmawiałyśmy także o sprawach religijnych: niebie, piekle, czyśćcu. Z drugiego na trzeci rok szkolny przypadła moja pierwsza Komunia Święta. Tą sprawę traktowałam z wielką powagą i przygotowałam się na to jak tylko mogłam najlepiej. Czas szkoły przeszedł mi bez znaczniejszych wypadków. Często bardzo wcześnie wychodziłam na pole i starałam się być pożyteczną. Także moi młodzi bracia wymagali ode mnie dużo czasu i pracy.

Od mej pierwszej Komunii Świętej chodziłam prawie codziennie na Mszę Świętą i do Komunii Świętej. Czułam jednak, że otrzymałam mniej łaski, kiedy byłam na Mszy Świętej lekkomyślna, albo mniej się modliłam. Kiedy miałam trzynaście lat musiałam na moje pojęcie wycierpieć więcej albo mniej z powodu ataku, dokuczania innych dzieci. Szeptały one, że jestem pobożnisia i chcę na pewno iść do klasztoru.

Byłam bardzo zawstydzona, moja babka jednak powiedziała mi na to: „Ach, nie patrz na inne dzieci, one nie potrafią lepiej. Chodzi o to, jak ty wyglądasz wobec Boga”. Na skutek tego starałam się zapomnieć docinków towarzyszy zabaw szkolnych, oni jednak bardzo mi dokuczali. Chętnie chodziłam do kościoła i kiedy chór kościelny śpiewał na sumie, a ołtarze ozdobione były kwiatami i zapach kadzideł rozchodził się po kościele, miałam uczucie, że my wszyscy, którzy znajdujemy się w kościele, jesteśmy bliżej Nieba.

Rozpoczęła się noc. Pewien czas po śmierci babki nastał dla mnie okres ciężkiej walki i niepewności. Duszę moją opanowały nagle strachy i skrupuły, których dotychczas nie znałam. Nie trwało to tylko krótki czas, lecz cierpienie wżerało się we mnie w zastraszający sposób coraz głębiej. Nie byłam już sama sobą, to znaczy moje nastawienie do Boga i moje podstawowe zasady pozostały wprawdzie te same, ale cały mój świat uczuć popadł w niepewność i opanowało mnie zamieszanie.

Odczuwałam tylko jakby przez mgłę, byłam w apatii. Nie czułam entuzjazmu do życia, modlitwy i tak dalej, ciężar i cierpienie odczuwałam natomiast nadzwyczaj silnie, tak, że często byłam załamana. Myśli moje często się zmieniały. Opanowały mnie wątpliwości, na które nie miałam odpowiedzi, ani światła. Co jednak było najgorsze, to, że nie mogłam się tych myśli wyzbyć.

Wszystko było we mnie jakby przytępione i zgaszone. Pewnego dnia, myślę że było to w dniu Wszystkich Świętych 1952 roku (miałam więc 15 lat) powiedziałam bardzo zasmucona do matki: „Mamo mam uczucie jakbym była pod ciężką hipnozą, jakbym była zaczarowana; jakby coś na mnie ciążyło”. Ona powiedziała mi kilka słów pociechy i dodała, że wnet przyjdę do równowagi. Muszę się tylko temu nie poddawać i szukać radości. Ale to było właśnie najgorsze, że jej nie mogłam znaleźć, pomimo, że szukałam jej z całych sił.

Co dotyczy woli, to dałabym za to wszystko, gdybym mogła znowu znaleźć moją poprzednią wolność. Nie leżało to jednak w mej mocy. Moja bojaźń zwiększała się i nie mogłam już wytrzymać, już sama w swojej sypialni, tak, że ojciec zmienił pokój i ja mogłam spać z matką. Jakkolwiek matka była bezpośrednio koło mnie, dusiło mnie coś ze strachu i przerażenia, za gardło.

Serce biło mi bardzo mocno i opanowało mnie głębokie jak przepaść przerażenie, że mogłam zaledwie jeszcze mówić. Bojaźń i udręczenia opanowały mnie całkowicie, a godzina ciągła mi się jak wieczność. Nie zważając na to, miałam jednak uczucie, że Bóg tego chce, bym przyjęła to cierpienie dla ratunku dusz. Starałam się zgodzić na to. W tej nocy życia zdarzyło się jeszcze poza tym coś dziwnego, co skłoniło mnie do przyjęcia tego cierpienia.

Kiedy mówię: „przyjęłam”, to chciałabym prawie powiedzieć, że stało się to w owej nocy, kiedy dałam moje słowo: „Tak”. Później chciałam się wielokrotnie od tej męki uwolnić i błagałam często Niebo, aby mi udzieliło znowu snu i duchowego zdrowia. Ale nie zostało mi to udzielone, przynajmniej przez bardzo długi czas. To był jednak dopiero początek, całkowitej bezsenności i było lżej to przyjąć, jak tego Bóg Chciał.

Później okazało się jednak, że wśród tych ciemności chwiałam się i gięłam, a nigdzie nie znajdowałam wyjścia. Udręczenie było moim chlebem powszednim dniem i nocą, a nie było nikogo, kto by mi mógł pomóc. Moja matka chrzestna wzięła mnie do lekarza, dokąd trzeba było iść godzinami. Ten powiedział, że mam zapalenie nerek i błony i mocno zaatakowany system nerwowy. Przepisał mi lekarstwa, ale to nic nie pomogło i było coraz to gorzej. Po pewnym czasie odesłał mnie lekarz do szpitala.

W ten sposób, byłam już od czternastego roku życia, bardzo dręczona. Jako pomoc domowa, przeżyłam następne lata z przerwami bezowocnego leczenia i przebywania w szpitalu. Z wielkim bólem, na polecenie lekarza, musiałam dać wyrwać swe piękne zęby, który uważał, że one są winne moich cierpień. Nic się jednak w moim stanie nie zmieniło, oprócz tego, że cierpiałam jeszcze bardziej.

Opatrzność zesłała mi później uczciwego, ale biednego męża. Tego poślubiłam w 1962 roku, pomimo początkowego oporu ze strony swych najbliższych. Urodziłam czworo dzieci, które bardzo kocham. Stan brzemienności, ani wydanie na świat dzieci nie zmieniły jednak mojego wewnętrznego stanu, moich wewnętrznych cierpień i udręczeń. Przeciwnie, stałam się dodatkowo osłabiona i musiałam się znowu udać do kliniki i sanatoriów, a w końcu przez specjalistów zostałam wysłana do światowej sławy kliniki i tam uznana zostałam, jako psychicznie normalna z adnotacją, że: „mój stan nie da się wyjaśnić z punktu widzenia medycyny”.

Ani zastrzyki, ani elektroterapia, nie pomogły, owszem zwiększyły tylko moje cierpienia. Około roku 1972 przyszło krótkie polepszenie. Stwierdzono przypadkiem, że cierpię na całkowity brak fosforu. Na wzmocnienie polecono mi lekarstwo i rzeczywiście nastąpiła poprawa w ogólnym stanie zdrowia. Jak dalece naprawdę zawdzięczałam to fosforowi i jak dalece było to dopuszczeniem Bożym, że wreszcie znalazłam ulgę, o tym nie wiem.

Chociaż nie mogłam spać we właściwym tego słowa znaczeniu, to mogłam jednak podrzemać w takim półśnie. Stany strachu, bojaźni, lęku, były coraz rzadsze, tak, że mogłam się znowu śmiać i mogłam się zająć gospodarstwem domowym, choć trochę. Mój mąż bardzo się z tego cieszył, prawdopodobnie jednak nie było nikomu lżej ze mną, jak mnie samej.

Mogłam znowu mieć przy sobie dwoje dzieci, co sprawiało mi nadzwyczajną radość. Chwaliłam i wielbiłam Boga i byłam Mu bardzo wdzięczna, za to wielkie wybawienie. Nie mniej jednak widziałam, albo też zdawało mi się że widzę, że to cierpienie było jednak łaską, chociaż było tak ciężkie i przygniatające.

Często myślałam, że On wie dobrze, dlaczego prowadził mnie przez tą ciemność. W 1974 roku nastąpił ciężki nawrót. Siostra moja zaprowadziła mnie do pewnego znachora, który już wielu ludziom pomógł. W jego obecności zostałam nagle potrząśnięta za prawe ramię, pomimo, że sama (z własnej woli) nim nie poruszyłam. Nagle wykrzyknął ten mężczyzna (znachor): „Przypuszczam, że jesteś opętana”.

Potem udałam się do pewnego księdza, który był bardzo sceptycznie nastawiony, ale pomimo to przedsięwziął egzorcyzmy. Stwierdził on później, że istnieją wszelkie znaki opętania. W uciążliwych zaklęciach i długich modlitwach mógł wreszcie doświadczony egzorcysta osiągnąć zdecydowany zwrot. Po wielokrotnych zaklęciach odezwały się od czasu do czasu (mówiły od czasu do czasu) dusze potępione i szatani. Udało się nawet czasowe ich wypędzenie, jednak po jakimś czasie powróciły z powrotem wszystkie demony.

To tyle jeżeli chodzi o list, natomiast należy dodać, że postarano się o to, aby biskup dał oficjalne pozwolenie na egzorcyzmy i był za to odpowiedzialny. 8 grudnia 1975 roku otrzymało pięciu egzorcystów pozwolenie na wielki egzorcyzm. Nastąpiły dalsze egzorcyzmy w małym kręgu, przy czym w większości wypadków, było trzech kapłanów. Co przy tych egzorcyzmach musiały demony wypowiedzieć na zarządzenie Matki Bożej dla ratunku dusz i dla Kościoła znajdującego się w tak opłakanym stanie zawarte jest w książce pod tytułem: „Mahnung aus dem Jensaita” („Ostrzeżenie z zaświatów”).

Po 1974 roku rodzice i najbliżsi, nie wiedzieli, co było przyczyną udręczeń wspominanej dziś kobiety. Próbowali wszystkiego, co mogli uczynić przy pomocy lekarskiego i psychiatrycznego kunsztu, dla złagodzenia i uzdrowienia swej córki. Nie pozostało im już nic innego, jak ucieczka do modlitwy, co się szczególnie u rodziców rzuca w oczy, to jest ich trzeźwy rozsądek, daleki od wszelkiej żądzy cudu, sensacji i żądzy czegoś nadzwyczajnego.

Przyczyna ciężkiego cierpienia ich córki jest dla nich niewytłumaczona i poddali się oni modlitwie i cichej nadziei niepojętej woli Miłosiernego, Dobrego Boga. Liczne dokumenty, taśmy magnetofonowe, poczynione podczas egzorcyzmu, jak też listy, są do dyspozycji Władz Kościelnych. Każdy powinien jednak zrozumieć, że w książce „Ostrzeżenie z zaświatów” nie podano ani nazwisk, ani miejscowości, ani fotografii, by umęczonej kobiecie i jej rodzinie oszczędzić napływu odwiedzających i nowego udręczenia.

Ta sama Opatrzność Boża sprawiła, że ani sąsiedzi, ani przyjaciółki nie mieli o tym (o jej opętaniu) najmniejszego pojęcia. Jej opętanie jest tylko wewnętrzne i na zewnątrz ona tego nie okazuje. Dręczona jest tylko strasznie w nocy, ale podczas dnia wykonuje swoje obowiązki. Nie może uczestniczyć od 1975 roku we Mszy Świętej, ponieważ podczas Mszy Świętej, jak też podczas udzielania błogosławieństwa i kontaktu z relikwiami i innymi poświęconymi przedmiotami, dają o sobie znać demony. Według możliwości odwiedza ją co tydzień pewien kapłan, aby udzielić jej świętych Sakramentów.

Z takim wielkim poddaniem się przyjęte przez tą kobietę cierpienia wynagradzające, wielkie wewnętrzne cierpienia i całkowite opuszczenie, które musiała znieść, przede wszystkim po egzorcyzmach, pójdzie razem z cierpieniami Chrystusa, Jego przedśmiertelną bojaźnią (w Ogrójcu i na Krzyżu), z Jego opuszczeniem, na dobro i ratunek nieśmiertelnych dusz. Jest to największa troska, naszej ofiarnej duszy — zbawienie dusz!

Nie cierpi ona przecież z powodu swych własnych grzechów, lecz jest ofiarą zadość uczynną, wynagradzającą na zarządzenie Najwyższej Królowej Nieba i Ziemi. Matka Boża chce przez nią, przez demony, dać światu i Kościołowi ostatnie ostrzeżenie, upomnienie, wszystkim ludziom do poprawy, do pokuty, do wykorzystania jeszcze tego bardzo krótkiego czasu, jaki jeszcze zostaje, przed doczesnymi i wiecznymi karami dla niepokutującego świata.

Demony są zmuszane przez Niebo, że wbrew swej woli muszą mówić o Kościele i jego teraźniejszym stanie i to w taki sposób, że szkodzi to królestwu szatana, a przynosi pożytek Królestwu Chrystusa. Duchy piekielne w swej złości, prawie nigdy nie używają Imienia Maryja, Najświętsza Maryja Panna albo Matka Boża, lecz mówią o Niej: „Ta tam z góry” (Die da Oben). Poza tym nie wymawiają nigdy demony: „Maryja Chce”, lecz: „Ona Chce”, „Ona nas Zmusza”, „Ona Każe nam mówić”.

Tak samo zastępczo wyrażają Imię Jezusa i Boga, przez to, że palcem opętanej wskazują do góry. Jeżeli demony żądają modlitwy, względnie mówią, że trzeba taką lub inną modlitwę odmówić, przedtem aniżeli coś wypowiedzą, to nie następuje to z woli piekła, które by tego chciało, lecz z woli Nieba, które wyraża swą wolę za pośrednictwem demona.

Trzeba też wziąć pod uwagę, że opętana osoba, jest bardzo dręczona podczas wypowiedzi przez brak tchu, padaczkę, konwulsje, bóle sercowe i duszenie. Na skutek tego zdania są często urywane, niedokończone i źle wypowiedziane. Ponieważ ta dokumentacja (książka: „Ostrzeżenie z zaświatów”) zwraca się przeciwko piekłu, demony odmawiają często mówienia, często używają także wybiegów, mruczą, krzyczą, szydzą i tak dalej.

Pomijając to wszystko, walka była bardzo ciężka i wymagała bardzo wiele czasu, aniżeli mogłoby się to wydawać czytelnikowi. Powinniśmy to wyraźnie zauważyć, abyśmy nie odnieśli fałszywego wrażenia, że tak ważne dla Kościoła wypowiedzi, nastąpiły z łatwością. Kochani każdemu polecamy książkę: „Ostrzeżenie z zaświatów”. Mało tego, na naszej stronie będziemy od czasu do czasu, publikować fragmenty tego, co z Rozkazu Nieba, powiedziały demony.


Autor. Zespół Eschatologia.pl

Fot. Pixabay.com / geok1995

Wszelkie prawa zastrzeżone.


 

1 Komentarz do “Z życia opętanej. Rozpoczęła się noc – nagle wykrzyknął ten mężczyzna: „przypuszczam, że jesteś opętana”.

  1. Sami na tym portalu piszecie że dobrowolnie się trzeba poddać pod złego ducha zazwyczaj tak jest.jednak pan Bóg zsyła na człowieka złe duchy aby dręczyły w zamian za współcierpienie w czyścu?Co jest w Biblii, czy nie sam nasz Pan Jezus Chrystus sam wszystko zrobił i wycierpiał i temat został zakończony nie maryja(pomijam juz że Biblijna jest Maria)nie ten człowiek czy tamten-to jest inna ewangelia a złe duchy mają radochę gdy mogą się powyżywać zanim nadejdzie ich czas,nie przypadek znowu maria prosiła aby złe duchy mogły wejść tak jak Anneliese Michel i skoro jest taki wzór to zapewne jest tego od groma więcej.Kim jest duch który mówi że jest współodkupiceilem a Biblia mówi że tylko Jezus,kto jest kłamcą?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *